sobota, 9 lipca 2016

Wykańczanie obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej

Pobite ulice, czyli moc niszczenia danych osobowych


Jeśli się czegoś nie chce, to można to zniszczyć. W minionym tygodniu we Wrocławiu doszło do napaści na osoby zbierające podpisy pod ustawą liberalizującą kwestię aborcji w ramach projektu „Ratujmy kobiety”. Małgorzacie Tracz (przewodnicząca Partii Zieloni) ktoś wyrwał z rąk karty z podpisami i podarł je, informując, że to za mordowanie dzieci. Irenę Kamińską (prezeska Dolnośląskiego Kongresu Kobiet) ktoś poinformował, że ze względu na jej wiek wiele dzieci już nie zamorduje. Macieja Słobodziana (sekretarz wrocławskiego koła Partii Zieloni) chyba nie poinformowano o niczym – po prostu ktoś wyrwał mu z rąk teczkę z podpisami kilkudziesięciu osób i uciekł. Bezpieczna to dywersja – zwolennicy zdelegalizowania aborcji uzbierali już prawie pół miliona podpisów i złożyli projekt ustawy w Sejmie. Wiedzą więc, że ewentualny wet za wet ze strony aborcyjnych liberałów na nic się zda.

Tymczasem wrocławska straż miejska zamierza zareagować na ten incydent – który nie wydaje się incydentalny – wzmocnieniem patroli w okolicach miejsc, w których działacze akcji „Ratujmy kobiety” zbierają podpisy. Słuszne to, ale i smutne zjawisko – że trzeba kordonem służb mundurowych umożliwiać obywatelom wykazywanie pisemnego poparcia dla jakiejś idei.

Ale we Wrocławiu doszło nie tylko do ulicznych przepychanek, lecz zarazem do kradzieży danych osobowych, za co grozi odpowiedzialność karna. Praw obywatelskich w tym zakresie broni nie tylko ustawa o ochronie danych osobowych.

Artykuł 190a paragraf 2 kodeksu karnego stanowi, że trzy lata więzienia grożą za wykorzystanie danych osobowych innej osoby w celu wyrządzenia jej szkody majątkowej lub osobistej. Czy przestępca, który napadł na wrocławskich aktywistów i ukradł im karty z popisami kilkudziesięciu osób, nie wyrządził tym kilkudziesięciu osobom szkody osobistej? Tym czynem udaremnił im przecież możliwość udzielenia poparcia projektu ustawy, a więc zniweczył konstytucyjne prawo obywatela do inicjatywy ustawodawczej. Zgodnie bowiem z artykułem 118 pkt 2 ustawy zasadniczej inicjatywa ustawodawcza przysługuje grupie co najmniej 100 tysięcy obywateli mających prawo wybierania do Sejmu. W zeszłym tygodniu kilkudziesięciu obywatelom ich współobywatele odebrali to prawo.

Czy za spowodowanie, że człowiek w świetle prawa znika, nie powinno grozić więzienie, tak samo jak za podszywanie się pod cudzą tożsamość?

Czy osoby, których podpisy pod ustawą liberalizującą aborcję zostały skradzione, powinny zgłosić na policję kradzież danych osobowych? Czy ten incydent nie wywołał równie poważnych konsekwencji, jak kradzież lub podrabianie kart wyborczych w wyborach powszechnych?

Proces tworzenia prawa w Polsce – bo zbieranie podpisów pod obywatelską inicjatywą ustawodawczą to de facto początkowy element tego procesu – został bezprawnie zaburzony, a być może – skutecznie zatrzymany. Czy tak tworzone prawo może być finalnie w pełni bezpieczne i funkcjonalne dla obywateli?

A za rogiem stoi internet. Czeka na randkę z przyszłością, w której podpisy pod obywatelską inicjatywą ustawodawczą będzie można składać online, bez wychodzenia z domu. Podobnie, online, będziemy głosować w wyborach powszechnych, wybierając swoich posłów, senatorów, radnych. Co się zmieni w świecie wyborów cyfrowych? Raport Portret Internauty nie pozostawia wątpliwości: zarówno wśród internautów, jak i nie-internautów dominują poglądy prawicowe. Ale przyszłość i tak należy do nowoczesności: wszak aby głosować w wyborach powszechnych drogą elektroniczną, rzesze wykluczonych cyfrowo, ale zdyscyplinowanych wyborców konserwatywnych podejmie wysiłek wejścia w wirtualną rzeczywistość i tym samym zacznie uczyć się korzystać z jej dobrodziejstw.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz