sobota, 30 kwietnia 2016

Połowa ciebie boi się terroryzmu albo nie


Dlaczego terroryzm działa terapeutycznie, czyli rzecz o obywatelskości



Polska Agencja Prasowa (PAP) – której istnienie już wkrótce wszyscy mamy comiesięcznie finansować z naszych rachunków za prąd – twierdzi, że ponad połowa Polaków boi się zamachu terrorystycznego. Wniosek ten PAP wysnuła na podstawie sondażu CBOS – podobno 59% z nas uważa, że Polska jest realnie zagrożona zamachem terrorystycznym.

Dlaczego ktoś postawił znak równości między świadomością zagrożenia a strachem – nie wiem. Natomiast wiem, że można się temu postawić.



Był listopadowy wieczór ubiegłego roku, kilka dni po zamachach w Paryżu. Nie wiem, czy to w powietrzu, czy we mnie tęchło przekonanie, że w ciągu zaledwie kilku miesięcy Europa przestała być bezpieczna. Definitywnie. Z domu stała się osuwiskiem. W tamtym czasie wybierałam się na kilkudniowy urlop do Rzymu. Byłam przerażona wizją następnych ataków, nie dawały mi spokoju informacje o kolejnych europejskich miastach, które podnoszą alert zagrożenia terrorystycznego.
 
Tylko po to, aby samej sobie wmówić, że się nie boję, wybrałam podróż.
 
Dzisiaj pamiętam dwie rzeczy. Po pierwsze, mój paraliżujący strach, gdy w swoim bezpiecznym mieszkaniu we Wrocławiu decydowałam: jadę czy nie jadę? Po drugie, mój absolutny spokój, gdy rzymskimi ulicami pełnymi uzbrojonych po zęby żołnierzy wędrowałam wszędzie tam, gdzie miałam ochotę.
 
Stała się rzecz tak prosta, że aż niezauważalna: podjęłam niekomfortową decyzję. Ale właśnie dlatego, że wzięłam trudne sprawy w może i nieporadne, ale swoje własne ręce, strach się skurczył i zamienił w kreatywność.
 
Mój strach przed terroryzmem zaowocował myślą: zapiszę się na kurs pierwszej pomocy po to, aby uratować człowieka, jeśli bomba wybuchnie przy mnie.
 
Skąd ta nieświadoma próba ratowania własnego poczucia bezpieczeństwa wizją ratowania rannego? Ano stąd, że wszystko da się sprowadzić do jednego mianownika: człowiek. Szkopuł w tym, że waga (a raczej masa) tego mianownika zależy od interpretacji. Wszak nauki humanistyczne to nie matematyka. Matematycznie da się jednak udowodnić, że im więcej obywatelskości, tym lepiej.
 
Obywatelskość zaczyna się wtedy, kiedy człowiek coraz lepiej robi to, co potrafi najlepiej, a na końcu wykorzystuje samego siebie i swoje talenty dla dobra nas wszystkich. Obywatelskość rozwija się wtedy, kiedy zaczynamy wierzyć (zwykle wbrew swoim przekonaniom i rozumowi), że wszyscy gramy do jednej bramki. Nieważne, czy bramką jest pokój na świecie, czy spokój w bloku podczas ciszy nocnej.
 
Obywatelskość to postawa – albo można się wyprostować, albo taszczyć garb. Moim garbem jeszcze jesienią był strach przed terroryzmem. Gdybym się nie wyprostowała, pewnie przestałabym czerpać przyjemność ze zwiedzania świata, a uchodźców bałabym się bardziej niż myśli, że uchodźcy będą wszędzie, tylko nie w Polsce.
 
Ale w tym smutnawym kraju nad Wisłą nawet chrześcijańska wolna wola to błahostka. Nie może być inaczej, skoro tak bardzo nie chcemy pamiętać o tym, że ta betka – wolność – to jednak są fory, których nikt nam nie musi dawać.