Niebezpieczne NGO-sy, czyli media bez perspektyw
Organizacje trzeciego sektora to podstawa demokracji. Im mniej
demokracji w obecnie działającym rządzie, tym więcej potrzeba jej w instytucjach
pozarządowych.
Teoretycznie dobrze jest, gdy NGO-sy mają silną pozycję w społeczeństwie
– mogą wtedy skutecznie oddziaływać na polityków, którzy zapominają pełnić
swoje funkcje w imię porządku publicznego. Zdarza się jednak, że niektóre pozarządowe
instytucje urastają do rangi tak potężnych uczestników życia społecznego, iż nie
tylko pochłaniają inne podmioty sektora trzeciego (niekoniecznie dosłownie –
wystarczy, że skutecznie wykluczą z debaty publicznej swoich konkurentów), lecz także przenikają do różnych instytucji
państwowych.
Kościół katolicki nie jest
organizacją pozarządową – przynajmniej teoretycznie i w świetle ustawy o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie. Nie brakuje jednak takich, którzy „zaliczają kościoły i inne związki wyznaniowe do szczególnej kategorii organizacji pozarządowych (traktując organizacje pozarządowe jako dobrowolne zrzeszenia)”. Trzeba się z
nimi zgodzić, jeśli za podstawowy cel działania NGO uznamy chęć wpływania na
rzeczywistość.
Ale jak dalece organizacje pozarządowe
mogą ingerować w sposób funkcjonowania instytucji państwowych? Kiedy prospołeczna
działalność zamienia się w hucpę na rzecz monopolizacji rzeczywistości? I czy jesteśmy
w stanie zauważyć, że pozwalamy sobą nieświadomie manipulować niekoniecznie świadomemu
manipulatorowi?
W tym roku, jak co roku, z okazji
dnia św. Krzysztofa, uznawanego przez katolików za patrona kierowców, drogówka patrolowała ulice razem z księżmi. Na drogach całej Polski kierowcy
zatrzymywani byli przez patrole składające się z policjanta i kapłana.
Kierujący pojazdami pouczani byli przez księdza, który wręczał kierowcy obrazek ze św. Krzysztofem i
edukował na temat bezpiecznej jazdy.
Czy należy bić na alarm, bo udział
w patrolach drogowych biorą księża? Czy może należy bić na alarm, bo nikomu nie
przeszkadza to, że pracownicy kościoła katolickiego uczestniczą w pracy
policji? I kto ma na alarm bić?
Teoretycznie od zwracania uwagi na to,
że coś jest nie tak z praworządnością lub pluralizmem społecznym i kulturowym, są
media. Ale trudno wierzyć w czujność mediów, które – tak jak np. „Gazeta Wrocławska” i „Echo Dnia” – próbują kupić czytelników dodatkiem specjalnym w
postaci obrazka ze św. Krzysztofem. Czy bowiem lokalna prasa, która pielęgnuje swój
katolicki wizerunek, będzie w stanie odpowiednio reagować na nieprawidłowości w
działaniu lokalnych organizacji katolickich?
Pytanie o to, czy konieczny jest
dystans między kościołami a mediami jako strażnikami interesu społecznego, nie
dotyczy mediów ogólnopolskich. Prezes Polskiej Agencji Prasowej Artur
Dmochowski nie owija w bawełnę i rolę mediów głównego nurtu określa
jednoznacznie: „Nie chodzi o to, by komentatorami byli wyłącznie duchowni, chodzi o coś głębszego, mianowicie o to, by był zachowany katolicki punkt widzenia na rzeczywistość polityczną, społeczną czy gospodarczą”.
Na katolicyzm poglądy można mieć
różne: od przyjaznych, przez obojętne, po nienawistne. O demokracji wiedzieć
trzeba jedno: nie ma racji bytu bez kulturowego pluralizmu.
Co tu komentować? Ty masz rację, ja mam rację............ I?
OdpowiedzUsuń